Copyright Marcin Ch. © 2006 Design by JAsko zalecana rozdzielczość: 1024 x 768

 

 

 

 

DZIEŃ 1: Jarosław – Makowisko – Nw. Miękisz – Krowica Lasowa – Basznia Grn. – Ruda

 

Jestem pewien, że opisuję naprawdę piękne dni mojego życia i super wyjazd rowerowy zarazem! Niestety ze względu na ilość wolnego czasu były to tylko trzy dni... Synoptycy zapowiadali chłód i deszcze, więc tak też dopasowaliśmy nasze stroje. Na nasze szczęście prognoza nie sprawdziła się, przez cały wyjazd było 25 stopni i nie padało. Trochę tylko za ciepło było w długich ciuchach... Z Krakowa wyjechaliśmy rano pociągiem do Jarosławia. Nie byliśmy jedynymi rowerzystami którzy nim jechali więc tył składu był całkiem zatarasowany. Po zwiedzeniu Jarosławia główną drogą dojechaliśmy do Makowiska, by tam odbić na boczny trakt. Poruszając się bocznymi asfaltami i polnymi duktami dotarliśmy do Nw. Miękisza. Dalsza droga wiodła przez las – jak się okazało zamkniętą dla ruchu, idealnie gładką asfaltową nawierzchnią Sielankę zakończyła droga Łukawiec – Wlk. Oczy. Z mapy wynikało, że powinniśmy skręcić w kierunku Wlk. Oczu i zataczając kółko przy granicy państwa dotrzeć do Krowicy Lasowej. Postanowiliśmy skrócić dystans i na azymut przedzierać się przez las. Jechaliśmy traktami o różnej twardości przeprawiając się nawet przez małe bagienko. Po osiągnięciu asfaltu mój telefon sygnalizował, że znajdujemy się na... Ukrainie. Przestraszyliśmy się nie na żarty i z duszą na ramieniu podążaliśmy do najbliższej wioski. Na szczęście napisy na przystanku autobusowym były w języku polskim. Chwilę później spotkaliśmy Panów ze Straży Granicznej, którzy zdawali się nas szukać. Po dość obszernych wyjaśnieniach jak się tu znaleźliśmy i wylegitymowaniu nas Panowie odjechali przestrzegając jeszcze przed nielegalnym przekroczeniem granicy. Pół godziny później widzieliśmy ich ponownie obserwujących nasze poczynania – dotarliśmy bowiem do Gruszewa – miejscowości leżącej na samej granicy, w której nie ma przejścia granicznego ale jest droga prowadząca do naszych wschodnich sąsiadów. Machając Pogranicznikom odbiliśmy na szutrówkę prowadzącą doBaszni Grn. Kawałek za tą wioską, w lesie , niedaleko linii kolejowej rozbiliśmy obóz.

 

DZIEŃ 2: Ruda – Horyniec – Huta Złomy – Narol – Huta Różaniecka – środek Puszczy Solskiej

 

Kilka kilometrów, które zostały do Horyńca przejechaliśmy pięknie ozdobioną drogą. Była tak przygotowana z okazji przybycia Obrazu Matki Boskiej do miasteczka. Za Horyńcem wjechaliśmy do Południowo-roztoczańskiego Parku Krajobrazowego i od razu zauważyliśmy różnicę pomiędzy Roztoczańskim Parkiem Narodowym – byliśmy sami na drodze. Nie widzieliśmy turystów pieszych, rowerzystów – nikogo. Początkowo poruszaliśmy się zamkniętym dla ruchu asfaltem, chwilę betonowymi płytami aż w końcu zaczął się piach. Znacznie utrudniał jazdę zwłaszcza na moim bardziej obciążonym rowerze. W pobliżu Huty Złomy zaczęli pojawiać się pojedynczy turyści a w Narolu było ich już całkiem sporo. Przy zrujnowanym (trwa rekonstrukcja) Pałacu Łosiów spotkaliśmy dość pokaźną grupę podróżującą rowerami – większość miała sakwy a dwa przyczepki dla dzieci J . Szlakiem turystycznym wzdłuż Tanwi dojechaliśmy w okolice Suśca. Po pamiątkowych zdjęciach przy „szumach” ruszyliśmy dalej. Szlak poprowadzony cały czas wzdłuż Tanwi wiódł leśnymi, bardzo piaszczystymi drogami. Przez kilka kilometrów musieliśmy pchać rowery uważając przy tym na wygrzewające się na ciepłym piachu żmije. Szczęśliwie dotarliśmy do asfaltu. Od spotkanych tam rowerzystów dowiedzieliśmy się, że drugim brzegiem rzeki wiedzie wyasfaltowany szlak rowerowy... Leśnymi alejkami dojechaliśmy do samego serca Puszczy Solskiej by tam, w oddali od siedzib ludzkich spędzić kolejną, ostatnią noc.

 

 

DZIEŃ 3: środek Puszczy Solskiej – Tarnowola – Górecko Kościelne – Florianka – Zwierzyniec – Obrocz – Topornica – Zamość

 

Nauczeni wczorajszym doświadczeniem pozostałą część Puszczy przejechaliśmy szlakami rowerowymi. Obawialiśmy się, że będą to same asfalty których w dużej mierze chcieliśmy unikać. Szlaki jednak wiodły drogami co prawda twardymi, ale urozmaiconymi. Pamiętam szutry, kocie łby i leśną ściółkę z korzeniami. Tak dojechaliśmy do Górecka Kościelnego które znaliśmy z wcześniejszych wyjazdów w te okolice. Następnym celem była elektrownia wodna na potoku Jeleń niedaleko Górecka Starego. Jest to bardzo urocze miejsce – stara kamienna zapora tworzy w środku lasu malowniczy zalew. Jadąc w kierunku Zwierzyńca widzimy wiele osób kierujących się do Płaczącego Kamienia ( głazu narzutowego z którego nieprzerwanie sączy się woda). Widzieliśmy go już kilka razy więc teraz odpuszczamy. Zaskoczeniem jest dla nas przeniesienie Koników Polskich do Florianki – do tej pory żyły wolno nad stawami Echo niedaleko Zwierzyńca. Sprawa wyjaśniła się gdy bitą leśną drogą dojechaliśmy nad stawy. Trwało właśnie częściowe zagospodarowanie plaży i ich czyszczenie więc cała woda została usunięta. Zwierzyniec przywołuje kolejne wspomnienia z dawnych lat jednak ze względu na psującą się pogodę i naglący czas nie zatrzymujemy się na długo. W drodze do Zamościa uciekamy przed burzą – jedziemy asfaltem i dlatego ten etap pokonujemy dość szybko. Zamość wita nas pięknym słońcem, na stacji kolejowej okazuje się że mamy sporo czasu do odjazdu pociągu więc udajemy się pod Ratusz. Jemy obiad i kupujemy aktualną mapę – choć to koniec wyjazdu mamy pewność, że użyjemy jej jeszcze nie raz!