Późnym rankiem z wolna przemierzałem gród Kraka. Wiedząc że nie mam nad sobą niczego ani nikogo co kazałoby mi przejechać określony dystans mogłem sobie na to pozwolić. Jechałem w kierunku Puszczy Niepołomickiej by chowając się w jej zaciszu uciec choć na parę kilometrów od warkotu samochodów. Spotkała mnie jednak niespodzianka: w samym środku lasu trwał właśnie... remont nawierzchni. Od tej pory mój rower naznaczony jest niezliczoną ilością czarnych kropek na dolnych rurkach ramy. Następnie znaną mi z poprzedniego wyjazdu (w Bieszczady) drogą udałem się w kierunku Mielca. Ruch aut był niewielki a teren stosunkowo płaski więc kilometry szybko uciekały spod kół. Tuż przed Radomyślem Wielkim zjechałem na przydrożną łąkę na posiłek. Chciałem zjeść w spokoju zanim zbliżę się do większego miasta i bardziej ruchliwych dróg. Mielec powitał mnie pomnikiem przedstawiającym samolot. Przejazd aprzez miasto nie nastręczył problemów więc parę chwil później jechałem lekko pagórkowatą drogą pośród lasu wprost na wschód. Co ciekawe na przydrożnych parkingach umieszczone były informacje „UWAGA! WŁAMANIA DO SAMOCHODÓW!” W pewnej chwili zacząłem się nawet zastanawiać czy jechać dalej lecz spotkana wkrótce grupa szosowców uświadomiła mi że dopóki nie mam ze sobą radia samochodowego nic mi nie grozi. W Kolbuszowej zaaferowany niedawnym spotkaniem z kolarzami obrałem kurs na Sędziszów Młp. Po 20 km wyboistej dziurawej drogi spostrzegłem swój błąd: zamiast pojechać do Sokołowa Młp. skręciłem na Sędziszów Młp. Stałem teraz na skrzyżowaniu z drogą E40 Kraków – Rzeszów. Zaczynał zapadać zmrok w pobliżu nie było lasu w którym mógłbym się rozbić. Próbowałem znaleźć kemping lub motel ale na próżno. Jadąc przy świetle lamp diodowych wzdłuż E40 zobaczyłem spore pole nieskoszonej trawy sięgającej jak się później okazało powyżej mojego pasa. Tu przyszło mi spędzić pierwszą noc.